niedziela, 6 września 2020

6 września 2020 r. Nowa wyprawa Bolesławiec - Berlin - Złocieniec - Bolesławiec


No to ruszamy, w okrojonym składzie : Bordo, Stach i ja na rowery i kajaki. Trochę w Berlinie a głównie w okolicach Zlocienca - do krainy jezior i lasów, zapachu jodłowych szyszek, jeziornej wilgoci i wędzonej sielawy. Dla mnie ma być trochę sentymentalnie, bo w tej pojezierznej krainie spędziłem z Jolą czas mojej dojrzałej młodości , trochę sportowo, bo kajakowo i rowerowo. No i z Felką , dla której zaplanowałem sanatorium po ciężkim zabiegu utraty je płciowej istotności. Zresztą, planujemy spotkanie z naszymi sprawdzonymi przyjaciółmi - Bodem i Ireną. Co roku spotykamy się z nimi od czasu naszej - Bodka i mojej,  służby wojskowej w Budowie koło Zlocieńca, czyli od ponad 30 lat. Ale to inna historia. Za chwilę ruszamy do Berlina. 

poniedziałek, 7 października 2019

Gori - Kutaisi - Katowice - Bolesławiec

Ostatni dzień w Gruzji, podsumowania, ostatni łyk superawi, ostatni rzut oka na tę przestrzenną krainę, tak, właśnie, pomimo niewielkiej powierzchni oko cudownie odpoczęło, a nam krąg doświadczeń nieco się poszerzył. Piszę te słowa, jadąc autostradą na lotnisko w Kutaisi. Nie powiem - lekkie zmęczenie, ale i poczucie zadowolenia. Zaplanowana przeze mnie wyprawa przebiegła zgodnie z planem, a ostatni toast wzniesiony za pokój w Gruzji, w podzięce za gościnę wyrażał wdzięczność drużyny Timura. Właśnie, wszyscyśmy uznali jego opiekę za fachową, a wręcz serdeczną. Dla nas - inastrańców - wiedza Timura o lokalnych niuansach - noclegach, dobrych restauracjach czy miejscach mało uczęszczanych przez turystów, a godnych zobaczenia, była bezcenna.



Dziękujemy tez Polakom w Gruzji - Łukaszowi i Joannie za profesjonalną opiekę i pomoc w organizacji tej eskapady. To gruzińskie ciasto, którym nas poczęstowaliście na pożegnanie, było wyśmienite.


Wróćmy jednak do dzisiejszych przeżyć, a więc Uplisciche i skalne miasto, którego historia sięga przełomu II i I tysiąclecia p.n.e. Położone nieopodal Gori, było ważnym ośrodkiem handlowym na Jedwabnym Szlaku, a jego malownicze położenie na wzgórzach piaskowca oblanych wartko płynącą Kurą stanowi o niezwykłym walorze turystycznym tego regionu. Wczoraj 30 stopni C i pustynno - stepowy klimat na granicy gruzińsko - abchaskiej w Dawid Garedżia, a dziś straszne wiatrzysko i chlodnawo na szczycie wzgórza w tym skalnym mieście - o mało nas stamtąd nie zwiało.























Uwaga żmije !!!




Po krótkim „popasie” w Udabno ( napiszę o tym miejscu nieco później ) wreszcie Dawid Garedża - osławiony kompleks wykutych w skale monasterów. Na parkingu u stóp pasma wzgórz, w których ręka ludzka wyżłobiła diabelnie ( to niewłaściwe słowo, sorry - obiekt religijny ), dotkliwie ( to - super, bo nieraz trzeba było wejść w kontakt z piaskowcem w wąskim przejściu ) malutkie korytarze i komnaty, pani od toalety ostrzegła nas przed różną gadziną, w tym żmijami. Wspinaliśmy się po stromej ścieżce, podziwiając trud pustelników budowniczych z nadzieją dotknięcia stopą ziemi azerskiej. Niestety, zatrzymali nas gruzińscy pogranicznicy : „ Tam nielzia, wriemienna zakryto”. Znów jakiś przygraniczny konflikt pozbawił nas turystycznej atrakcji. Żmij też nie widzieliśmy, ale to miejsce z zadowoleniem rekomenduję. Timur zaskoczył nas znów jakimś wyboistym skrótem, dzięki czemu aviomarin nie poszedł na zmarnowanie. Sorry, chyba na tym poprzestanę, jest godzina 7.00 czasu gruzińskiego i wystukuję ten tekst w malutkim hoteliku w Gori, a to ostatni nasz dzień w Gruzji i ... chyba się jeszcze zdrzemnę.








niedziela, 6 października 2019

Wino pochodzi z Gruzji




Za nami wizyta w pięknej i znakomicie prowadzonej winiarni rodziny Dugladze w kachetyjskiej miejscowości Toxliauri. Widać, że gościnny właściciel ma łeb nie od parady i potrafi wykorzystać atuty rodzimej tradycji winiarskiej, produkując różne odmiany win białego i czerwonego. Gospodarz biegle mówiący po angielsku rozpoczął swój wykład od czaczy i tajemnicy jej produkcji. I odkrycie - egzotyczne w smaku marynowane czoindżoli- znakomita zakąska dla koneserów mocnych trunków.








Kolejny etap to piwniczka winna z tradycyjnymi kadziami z kwewri z białym wytrawnym winem o wdzięcznej nazwie Katiteli, a potem szlachetne i wykwintne Mukuzani, i nieco pośledniejsze, ale znakomite Kindzmarauli i ... akcent bolesławiecki - na suficie pozdrowienia dla naszego kochanego miasta.







Dawid Garedża - uff jak gorąco !

Jedziemy do położonego w terenie pustynnym blisko granicy z Azerbejdżanem kompleksu monasterów Dawid Garedża. Kroi się niezły wyczyn, bo wszyscy już nieco zmęczeni, a warunki trudne : około 30 stopni C i suche pyliste powietrze. Rano zjedliśmy obfite śniadanie u naszych gospodarzy Ormian i napawaliśmy się malowniczymi obrazkami z Signagi, miasteczka zakochanych, podobno ulubionego gruzińskiego kurortu. Właśnie, na tarasie zawieszonym nad rozległą Równiną Alazańską z widokiem na Mały Kaukaz pałaszowaliśmy ormiańskie pielmieni, popijając je nieco tłustawą kawą i herbatą.




W naszej delice toczy się właśnie zawzięta dyskusja ( o dziwo uczestniczą w niej wszyscy ) o piłce nożnej, pozycji Milika i Zielińskiego w Napoli, trenerze reprezentacji narodowej Brzęczku, temperatura sporu rośnie, Łuk neguje umiejętności piłkarskie trenera Brzęczka i polskich piłkarzy w Napoli, Bordo wspomina prehistorię footbolu ( wiadomo - z zawodu analityk piłkarski). Stach żąda powrotu na tron dawnego trenera Nawałki albo apeluje do zebranych o zagranicznego trenera .... I nagle do dyskusji włącza się z zniesmaczony Robson: po jakiego .... wy o tym gadacie ? Przecie za oknem takie piękne widoki ! Z niezmąconym spokojem Wiesław rejestruje bogactwo przydrożnych straganów. Podzielam tę opinię. Czy warto plebejskiej rozrywce poświęcać tak wiele uwagi wobec gruzińskich specjałów ? Niestety, jeśli nie interesujesz się piłką , nie jesteś w Polsce Polakiem !!!









Po drodze wizyta w klasztorze Bodbe. Wyjątkowo malowniczo rozsiadły na wzgórzu w Signagi
 kojarzy się Gruzinom z kultem św. Nino - odpowiednikiem naszego Mieszka - inicjatorki gruzińskiego chrześcijaństwa. Tu też są relikwie tej czczonej powszechnie kobiety (skądinąd wiemy, ze w tym patriarchalnym społeczeństwie kobiety - żony są traktowane ze szczególnym pietyzmem). Nie zmienia to faktu, że sytuacja kobiet w Gruzji nie jest do pozazdroszczenia, o czym pisze chociażby Stasia Budzisz w swojej „ Pokazusze”. Trafiliśmy akurat na niedzielne uroczystości, pop odprawiał mszę prawosławną, a nad ludem bożym unosił się dym i przejmujący zapach kadzideł i to, co zawsze mi się podoba w takich miejscach transcendencji - surowość i asceza - afiguratywność i umiar w epatowaniu barwą i kształtem. A przed monasterem oko odpoczywa, bo Równina Alazańska
bezkresna w zachwycie !!!


sobota, 5 października 2019

Park Narodowy Lagodekhi

Tym razem wyprawa survivalowa w pięknym i dzikim terenie wschodniej Gruzji. I nie ma żadnej przesady w opisach tej wspinaczki, które skrzą się od zachwytów: dzika, dziewicza przyroda, trudna i wymagająca trasa górska ( w sporej części wiedzie kamienistym korytem wartkiej rzeki), a na jej końcu malowniczo usytuowany wodospad. Dotarliśmy do niego ścieżką, która stromo pięła się w górę, by w ostatnim momencie opaść gwałtownie ku kaskadzie pieniącej się wody. Jeden z naszych zdobył się na kąpiel w lodowatej wodzie ku uciesze małej grupki młodych turystek z Włoch. 12 km w terenie górzystym i żadnych strat w drużynie Timura. Wszyscy w zadziwiająco dobrej formie. Jedynie Stach zaczął narzekać na bóle kręgosłupa, nic dziwnego, bo podłoże marszruty było wyjątkowo nierówne i zdradliwe. Chyba zaczynam smęcić, ale to wynik zmęczenia. Nic to, kierunek Signaghi, a po drodze stanęliśmy na przekąskę. Nigdy tak nie smakował mi gruziński jasny chleb zakupiony w przydrożnej piekarni za 1 lari. Świetna kompozycja z wieśkowym krowim serem z bazaru w Telawi. OK, troszkę akcentów wizualnych.












Zabawa się zaczęła od 5-kg arbuza, którego schrupaliśmy w mgnieniu oka, bo supra dopiero  o 20.00.