wtorek, 27 sierpnia 2019

Dzisiaj Gruzja

Zmęczeni ale szczęśliwi - z bratem Janem 
Zdecydowanie i bez wahania Gruzja - niewielki kraj na styku Europy i Azji, kraj z charakterem i niezwykłym klimatem - dosłownie i w przenośni. 
 
Bylemtu.kornel rok temu z Jolą i moimi przyjaciółmi - Aliną i Wojtkiem w październiku 2018 r. Do dziś pamiętam ten wyjątkowy zapach - kolendry, słonecznego piasku i zmaterializowanego gorąca, które przywitało nas - mieszkańców Bolesławca obezwładniającą ciepłotą na płycie lotniska w Kutaisi. I z tej turystycznej objazdówki z żonami po wizytówkach gruzińskich ; od Batumi po Tbilisi, przez Mcchetę, Upliscychę, Wardzię , Bordżomi i Kazbek - dach Kaukazu, aż po winodajną Kachetię zrodził się pomysł powrotu. Tym razem ten nasz comeback miał nastąpić w przyszłym roku.   

Pamiętam tę chwilę, kiedy nasze żony raczyły się poranną kawą w maleńkiej knajpce - autobusie w kazbeku, Razem z Wojtkiem myszkowaliśmy po tej turystycznej miejscowości. 
W obdrapanej przyczepce - sklepiku warzywno - owocowym przywitał nas serdecznie brodaty sprzedawca. Spośród półek z płodami jego poletka wynurzał się wstydliwie wielki plastikowy galon. Pytający wzrok, i wyjaśnienie po rosyjsku ( angielski w Gruzji mało przydatny, a my przecież troszkę edukacyjnie homo sovieticus) , że to ichnia czacza - gruzińska grappa i propozycja skosztowania tego "mniodu". Z plastikowych kubeczków ten likier wychyliliśmy - słodki i mocny. I powtórka -żeby sięgnąć głębokich tanin. A potem musieliśmy szybciutko znaleźć jakiś pojemnik, bo ekologiczny Gruzin nie opatulił swojego produktu w zbyteczne promocyjne ceregiele. W wyszukanej w parku plastikowej buteleczce po wodzie mineralnej Bordżomi znalazł sie złocisty napój ( bagatela za 1,2 lari 0,33 l) , który do dziś jest ozdobą piwniczki Wojtka.

I właśnie wtedy postanowiliśmy, że tu wrócimy, ale nie jako turyści nocujący z żonami w wygodnych hotelach z zaplanowaną marszrutą autokarową, tylko z przysłowiowym " węzełkiem" i marzeniami o powrocie do poezji drelichowego namiotu, płonącego ogniska i workiem nieoczekiwanych niewygód. No to zaczynamy - trochę w innym składzie ( niestety bez Wojciecha, który, mam nadzieję, nie odmówi mi w następnej eskapadzie) - przyjaciół facetów, którzy zmierzą sie z mateczką Gruzją no i potencjałem swojego organizmu. Czeka nas tydzień " innego" życia, a mój blog będzie świadectwem tych doświadczeń. 

Nie będzie to taki typowy guide travel, ale subiektywne zapiski o naszych gruzińskich przygodach, spisanych dzień po dniu. Trochę z myślą o naszych stęsknionych bliskich, którzy na bieżąco będą mogli obserwować tę tułaczkę, ale też z ciekawością, czy będziemy potrafili się dogadać i po powrocie bez pretensji i żalów wypić kieliszek czaczy i zakąsić kawałkiem chaczapuri.

Zaczynamy - to pierwsze wejście i miesiąc do wyprawy.