sobota, 5 października 2019

Park Narodowy Lagodekhi

Tym razem wyprawa survivalowa w pięknym i dzikim terenie wschodniej Gruzji. I nie ma żadnej przesady w opisach tej wspinaczki, które skrzą się od zachwytów: dzika, dziewicza przyroda, trudna i wymagająca trasa górska ( w sporej części wiedzie kamienistym korytem wartkiej rzeki), a na jej końcu malowniczo usytuowany wodospad. Dotarliśmy do niego ścieżką, która stromo pięła się w górę, by w ostatnim momencie opaść gwałtownie ku kaskadzie pieniącej się wody. Jeden z naszych zdobył się na kąpiel w lodowatej wodzie ku uciesze małej grupki młodych turystek z Włoch. 12 km w terenie górzystym i żadnych strat w drużynie Timura. Wszyscy w zadziwiająco dobrej formie. Jedynie Stach zaczął narzekać na bóle kręgosłupa, nic dziwnego, bo podłoże marszruty było wyjątkowo nierówne i zdradliwe. Chyba zaczynam smęcić, ale to wynik zmęczenia. Nic to, kierunek Signaghi, a po drodze stanęliśmy na przekąskę. Nigdy tak nie smakował mi gruziński jasny chleb zakupiony w przydrożnej piekarni za 1 lari. Świetna kompozycja z wieśkowym krowim serem z bazaru w Telawi. OK, troszkę akcentów wizualnych.












Zabawa się zaczęła od 5-kg arbuza, którego schrupaliśmy w mgnieniu oka, bo supra dopiero  o 20.00.















1 komentarz:

  1. Interesujący dla mnie szczegół, że pomimo października w tym górskim lesie wciąż jest tak zielono.
    I ten kozak (grzybek) bardzo ładny, ale u nas w tym roku też urodzaj.

    OdpowiedzUsuń